Łapanka

utworzone przez | sie 3, 2015 | Aktualności, Różne oblicza wolontariatu

Sterylizacje, kastracje i pomoc kotom wolnożyjącym oraz ich karmicielom to część działalności Szanownego Pana Kota. Karmiciele to często osoby starsze, niezbyt już sprawne fizycznie i na ogół nie majętne. Organizacja łapanki i pokrycie kosztów sterylizacji lub leczenia zazwyczaj przekracza ich możliwości zarówno fizyczne, jak i finansowe. W razie potrzeby dzwonią po pomoc do naszych wolontariuszy.

Tak też było i tym razem – zadzwoniła karmicielka, że jedna z dzikich kotek pod jej opieką jest ciężko chora i od kilku dni nie je. Trzeba ją złapać i wyleczyć, jeśli się da. A jeśli się nie da, no cóż… czasami jedyne, co możemy zrobić, to pomóc bezboleśnie przejść za Tęczowy Most… To ta przykra strona działalności terenowej – koty chorują po cichu, jak już po nich widać chorobę, to często jest już za późno na jakąkolwiek pomoc. Koty dzikie, wolnożyjące potrafią ukrywać dolegliwości jeszcze lepiej niż domowe mruczki. Dlatego każda informacja o chorym, dzikim kocie napawa nas strachem, czy tym razem uda się pomóc, czy choroba będzie uleczalna? Czy kot pozwoli sobie pomóc? Ideałem jest złapać, wyleczyć (i wykastrować, jeśli to jeszcze nie było zrobione), a ostatecznie wypuścić kota w miejscu jego bytowania… Ale życie niestety idealne nie jest i różnie to bywa. Mamy tego świadomość wybierając się łapać chorego kota.

Tak czy inaczej, kotu należy pomóc. Kotka była na miejscu – już na pierwszy rzut oka widać, że ciężko chora. Mały kłębek burego futerka skulony nad miską z wodą i zobojętniały na cały świat. Zastawiona tuż obok klatka łapka ze smakowicie pachnącą tuńczykową przynętą nie wzbudziła najmniejszego zainteresowania. Jak kot jest tak chory, że nie je, to i przynęta na nic. Potężna wydzielina z nosa zresztą potwierdzała, że kotka po prostu nie czuje zapachów.

DSC_0293

Trzeba łapać inaczej – najlepiej w podbierak. Tylko do takiego łapania trzeba naprawdę blisko podejść do kota – w dodatku w odpowiednim miejscu, żeby podbierak nie zaplątał się np. w krzaki. A do dzikiego kota trudno jest podejść odpowiednio blisko zwłaszcza na otwartym terenie. Nawet bardzo chory jest o wiele sprawniejszy od człowieka, w dodatku jest na „swoim terenie” – wie dokąd uciekać i jak się prześlizgnąć przez najmniejszą szparę w płocie, żeby się bezpiecznie schować na zamkniętej posesji.

Ta kotka również jeszcze miała siłę uciekać. Bardzo słabiutka pozwalała do siebie podejść na niewielkie odległości, jednak zbyt duże na użycie podbieraka. Spłoszona odbiegała tylko kawałek, ale to wystarczyło, żeby uniemożliwić złapanie. Po paru godzinach czajenia się i czekania na okazję stało się jasne, że nic już z tego nie będzie i trzeba przełożyć łapanie na następny dzień. Kotka musi się uspokoić, a łapacze odpocząć.

DSC_0318

Z daleka nie wyglądała nawet tak źle, dopiero z bliska była kłębkiem nieszczęścia…

Następnego dnia wycieczka w samo południe. Kotka jest, ale siedzi na wysoko ogrodzonym fragmencie prywatnej szkoły – wygrzewa się na rozgrzanym przez słońce zadaszeniu piwnicy. Placyk niewielki, z dobrą widocznością, idealne miejsce do łapania w podbierak. Niestety zamknięte. Na szczęście szkoła działa, a pan z szatni chętnie otworzył wejście na daszek. Zastawione szpary w parkanie i próba podejścia do kotki. Niestety to kolejna nieudana próba – kotka ostatkiem sił przeskoczyła parkan górą i zwiała. Trudno, kotka znowu wystraszona – trzeba będzie wrócić wieczorem.

Wieczorem kolejne podejście… Czekanie w ciszy to zadanie dla cierpliwych. Z upływem czasu pojawili się goście:

DSC_0305

Z tym czarnym, eleganckim panem trzeba się umówić kiedy indziej – trzeba go będzie złapać na kastrację. Ale prawdziwymi gospodarzami podwórka w środku Warszawy okazały się… jeże.

DSC_0309

Ten przyszedł się poczęstować wątróbką.

DSC_0313

A ten chyba tylko przyjrzeć się nocnym intruzom.

Po paru godzinach czajenia się kotka znowu się pojawiła dość blisko. Już prawie-prawie ją mieli… Niestety zbyt mocno zarzucony podbierak odbił się od jakiegoś kamienia i pękł, a kotka znów uciekła wystraszona.

Podchody trwały całe 5 dni – od niedzieli do czwartku. Całe podwórko kibicowało z okien i co chwila padały informacje, w których krzakach się schowała. Przy okazji rozmów z mieszkańcami staramy się przemycić trochę informacji na temat kotów wolnożyjących, działalności karmicieli, fundacji itd. Każdą okazję trzeba wykorzystać, a to było wyjątkowo przyjazne podwórko.

I w końcu – przy wydatnej pomocy mieszkańców – jest! Złapana, jak planowano w podbierak… Teraz już tylko wizyta w lecznicy, badanie i decyzje dotyczące leczenia.

DSC_0256

Spakowanie do transportera kota wraz podbierakiem zapobiega jego ucieczce przy przekładaniu, a poza tym ułatwia weterynarzowi podanie premedykacji – dzikie koty badane są w znieczuleniu ogólnym.

DSC_0260

Można bezpiecznie zrobić zastrzyk, przykryć kota czymś, żeby się nie denerwował i poczekać aż zaśnie. Dopiero po zaśnięciu, można na spokojnie wydłubać kota z siatki podbieraka.

DSC_0271

A potem zbadać i pobrać krew do badań. Ze względu na swój kiepski stan ta kotka dostała bardzo słabiutką narkozę. Stąd konieczność mocnego trzymania podczas badania – koty potrafią zaatakować zbyt lekko uśpione.

DSC_0277

W badaniu ogólnym stwierdzono silny katar, bardzo zły stan zębów i kompletnie puste jelita – musiała od dawna głodować. Testy na choroby wirusowe FIV/FeLV okazały się ujemne. Do tej pory nie jest źle, resztę pokażą badania krwi – jeśli nerki są chore, to dziki kot ma małe szanse na wyjście z takiego stanu. Jego życie zależy wtedy od tego, czy pozwoli sobie robić kroplówki i podawać leki…

Po paru godzinach przyszły wyniki badania krwi – niestety nerki chorują. Parametry są dość wysokie, choć u domowego kota nie byłyby jeszcze powodem do rozpaczy, tylko czy ta kotka pozwoli sobie pomóc? Czy jest w ogóle sens próbować? Czy lecząc nerki nie zabijemy jej stresem? Na te pytania bardzo trudno jest odpowiedzieć, a jeszcze trudniej podjąć właściwą decyzję.

Postanowiliśmy jednak zaryzykować, parametry nerkowe były wprawdzie złe, ale nie tragiczne – damy jej szansę, musi tylko dać sobie pomóc.

Dostała na imię Mara i na czas leczenia zamieszkała w klatce u jednej z wolontariuszek. Czas pokaże, czy uda jej się opanować kryzys i co będzie dalej.

Mara potrzebuje intensywnego leczenia, badań kontrolnych i karmy typu renal.

O jej dalszych losach będziemy Was na pewno informować.

Szanowne Koty potrzebują weta i jedzenia!

FaniMani